27 maja 2006 

Z biurka na podłogę.

Doszły mnie słuchy, że niektórzy moje sprawozdanie z pobytu w Australii spisali już na straty. Nic bardziej mylnego. Dłuższa przerwa potraktowana była napływem wielu nowych obowiązków. Teraz pora przywyknąć do nich i tak poukładać sobie wszystkie zajęcia by znaleźć jeszcze troszkę czasu na relację z naszego pobytu w kraju kangurów. Póki co, wymyśliłem, że będę pisał podczas oczekiwania na autobus (co właśnie teraz czynię), podczas podróży autobusem, co z pewnością za chwilę nastąpi? No i właśnie nastąpiło. Jestem więc teraz w drodze z domu do pracy. Tak do pracy. Od ostatniego razu zmieniło się między innymi właśnie to, że już nie jestem bezrobotny. Szczerze mówiąc nie mogę się opędzić od pracy. W każdym razie ta zmiana wyjdzie na dobre naszemu budżetowi, ponieważ przestaniemy w końcu korzystać z oszczędności zgromadzonych w Polsce. Kiedy wyjeżdżałem do Australii miałem w głowie plan, w którym optymistycznie założyłem, że zacząć pracować chciałbym przynajmniej po trzech miesiącach nauki angielskiego w tym obcym dla mnie wtedy kraju. Dziś jest niespełna 2 miesiące jak studiuję język. Wciąż zadziwiają mnie pewne rzeczy, takie jak na przykład uprzejmość kierowców komunikacji miejskiej, którą właśnie w tym momencie mam okazję oglądać jadąc autobusem i słuchając w jaki sposób zagubionej w gąszczu linii miejskich autobusów czarnoskórej kobiecie z dzieckiem pomaga kierowca. Do takich rzeczy z jednej strony można szybko przywyknąć, ale z drugiej jak tylko wspomni się ojczyznę, to coś tu wydaję się dziwne. Pytanie brzmi co jest dziwne? Czy dziwny jest uprzejmy kierowca komunikacji miejskiej? Czy może raczej dziwne jest to, że kierowca w innym kraju nie jest uprzejmy? A jeśli jest uprzejmy, to jest to temat na artykuł do gazety. Przemyślenia na ten temat pozostawiam Wam. Kiedy byłem jeszcze w Polsce, czytając i słuchając opowieści o Australii od osób, które tu były, a później wróciły do Polski, nie bardzo rozumiałem, kiedy opowiadali o tym, że nie mogą się odnaleźć w ojczyźnie. Myślę, że w tej chwili zaczynam rozumieć, o czym oni do mnie rozmawiali.

No, ale wracając do mojej pracy. Z naszą pracą związany jest oczywiście brak czasu. Składa się na to wiele czynników. Do głównych należą: szkoła, praca, treningi. Treningi ostatnio ze zdecydowanie mniejszą częstotliwością niż wcześniej, bo pracę zaczynam o 18-tej a kończę o 21-szej. Pracuję od poniedziałku do czwartku więc na treningi zostaje mi tylko weekend, o ile nie biorę jakiejś dodatkowej roboty. O wiele bardziej mi pasowało, kiedy mogłem ćwiczyć codziennie. No, ale może jeszcze kiedyś znowu będę bezrobotny.

Oboje pracujemy w jednej z największych firm na świecie zajmujących się sprzątaniem i ochroną obiektów. Znaleźliśmy ją przez przypadek, kiedy jakiś czas temu, podczas kolacji, na którą zaprosiliśmy znajomych, wspomnieliśmy, że przydała by się nam jakaś wieczorowa praca. Kolega wspomniał, że zapyta osobę, która sprząta w firmie, w której on pracuje. Osoba ta powiedziała, że potrzebują pracowników, więc zanieśliśmy nasze papiery. Tydzień później mieliśmy interview, a później badania lekarskie, szkolenie i oto pracujemy w wielkiej światowej korporacji :)

Firma zatrudnia około 300 000 osób na całym świecie. Honorata ma pracę biurową, a ja pracuję w najpopularniejszym miejscu Adelaidy przy Rundle Mall, gdzie zajmuję się trzy godziny dziennie myciem podłogi w miejscu, gdzie w ciągu dnia ludzie mogą posiedzieć i zjeść coś zamówionego w jednej z kilkunastu restauracji. Moje stanowisko można więc śmiało nazwać - Mopp Manager. Pracuję z Macedończykiem, starszym panem, który jak się okazało w pierwszy dzień pracy, mówi po angielsku gorzej niż ja. Jest w Australii już 15 lat, w tej firmie i tym miejscu pracuje już 3 lata. Jak widać i tak można. Na całe szczęście język macedoński i polski są bardzo podobne, więc kiedy rozmawiamy używamy: polskiego, macedońskiego, rosyjskiego no i oczywiście trochę angielskiego :) Dogadujemy się bez problemu. Moja praca jest bardzo spokojna, mam trzy godziny na zrobienie czegoś, co gdybym się bardzo postarał, mógłbym zrobić w dwie, więc nie ma pośpiechu. Bardzo podoba mi się ogólnie powszechny w Australii podział obowiązków. Chyba rzadko jest tak, że jedna osoba musi robić wszystko od A do Z. Najczęściej każdy ma swoją działkę, która nie jest zbyt urozmaicona. Ja i mój partner Jovan musimy zadbać tylko i wyłącznie o to, żeby podłoga była czysta. Natomiast zupełnie ktoś inny, wyciera na przykład stoliki. Drugą ciekawą rzeczą jest nowoczesność i wygoda w pracy, którą widać na każdym kroku. Nawet w pracy sprzątacza, który nie musi dźwigać żadnych wiader, bo wiadro ma kółka, a do większych wolnych przestrzeni używa się specjalnych maszyn, których obsługa ogranicza się do wlania wody i kierowania, jak zabawkowym samochodzikiem dla dzieci. Praca w takich warunkach jest naprawdę przyjemna. Zarobki są bardzo przyzwoite. Spokojnie wystarczą na życie i odłożenie jakiś pieniążków na przyszłość. Jesteśmy więc zadowoleni i ze zmienionym planem dnia żyjemy tu po drugiej stronie kuli ziemskiej jak na razie nie przejmując się o jutro.

Mój plan dnia wygląda zazwyczaj następująco. Wstaję o godzinie 7 rano, biorę prysznic, jem śniadanie i o godzinie 8 wychodzę z domu tak, by zdążyć na autobus do szkoły, który mam kilka minut po 8-mej. Lubię być wcześniej w szkole. Zupełnie odwrotnie niż moja żona, która uwielbia wykorzystać każdą możliwą do wykorzystania minutę snu. Około 8:40 jestem w szkole, gdzie do godziny 9:30 mam czas na Internet i ewentualne zadania domowe, których nie zdarzę zrobić dzień wcześniej. O 9:30 zaczynam zajęcia, które trwają do godziny 15:30 lub 17-tej jeśli mam ochotę pójść na jedną z wielu lekcji dodatkowych. Wyjątkowa tu tylko jest środa, w którą mam tylko jedną lekcję od godziny 11.00 do 13.00. Wtedy mój plan czasem wygląda inaczej, a czasem zupełnie identycznie z tą mała zmianą, że mam więcej czasu na Internet lub naukę przed i po zajęciach. O godzinie 17-tej jadę autobusem do centrum, gdzie o godzinie 18 zaczynam pracę, którą kończę o godzinie 21-szej. W domu jestem około 21:30 gdzie najczęściej następuje relax, czasem odrobienie zadań domowych, często telewizja i błogi sen po ciężkim dniu. Co do telewizji, muszę się pochwalić, że w ostatnim czasie przeskoczyłem najprawdopodobniej na wyższy poziom rozumienia, ponieważ kiedy oglądam film w TV rozumiem znacznie więcej, niż na początku mojego pobytu, kiedy film najczęściej oglądałem najdalej do połowy, bo brak zrozumienia powodował, że stawał się dla mnie coraz bardziej nudny. Wczoraj oglądałem świetny film z Honoratą, po którym stwierdziliśmy, że coś się jednak nauczyliśmy, bo rozumiemy zdecydowanie więcej.

Potwierdzeniem moich przypuszczeń są z pewnością również wyniki w szkole. Lekcja słuchania, jest dla mnie naprawdę przyjemnie prosta na moim drugim poziomie. Wyniki testów w okolicach 100% punktacji dają mi gwarancję, że za dwa tygodnie kiedy skończy się ta sesja, wskoczę na poziom trzeci. Komunikacja idzie mi również dobrze, natomiast tu nie mam pewności, czy następna sesja będzie się równała następnemu poziomowi. Z komunikacją nie ma problemu, ale zdaję sobie sprawę z tego, że czynię podczas konwersacji sporo błędów. Pytanie tylko, czy ta ilość jest dopuszczalna na poziomie trzecim czy nie? Tego nie wiem, ale dowiem się za dwa tygodnie. Jeśli chodzi o ostatnią lekcję, którą jest czytanie i pisanie, to ku mojemu zaskoczeniu idzie mi całkiem nieźle. Jest to lekcja, na której w porównaniu do pozostałych lekcji, uczymy się najwięcej czystej gramatyki i skomplikowanych w języku angielskim czasów itp. spraw. Jak nie trudno się domyślić, to wszystko jest dla mnie najbardziej skomplikowane. Zresztą nie tylko dla mnie. Od samego początku założyłem sobie, że tu na drugim poziomie zostanę sobie dwie sesję. Czyli tak jak zazwyczaj to wygląda, bo nie będę w stanie opanować tego materiału podczas jednej sesji. Ku mojemu zaskoczeniu podszedł do mnie wczoraj na korytarzu mój nauczyciel i poinformował mnie, że jako jedyny z tej grupy mam szansę przejść w następnej sesji na trzeci poziom. Dodał również, że moje pisanie jak na poziom drugi jest bardzo dobre i jeśli nie zawalę następnych testów, to on jak najbardziej widzi mnie na poziomie trzecim. Szczerze mówiąc zaskoczyło mnie to troszkę, ale dało malutkiego kopa mobilizacyjnego, żeby nie spisywać tej sesji na straty, tylko wziąć się i przyłożyć jeszcze bardziej, co może przynieść pozytywne efekty. W szkole więc jak widać, idzie całkiem dobrze, z tego co mi wiadomo moja małżonka również czyni postępy, chociaż ostatnio stwierdziła, że nie czuje, żeby szła do przodu. Myślę jednak, że spowodowane o jest tym, że rozumie już dużo więcej i na tym etapie nie czuje już człowiek tego, nazwijmy to, przyśpieszenia edukacyjnego. Mam dokładnie tak samo, jeśli chodzi o lekcję słuchania. Odnoszę wrażenie, że poziom drugi jest łatwiejszy od pierwszego. Rozmawiałem na ten temat ostatnio z moją nauczycielką, która potwierdziła, że najprawdopodobniej osłuchałem się już więcej i jest dla mnie znacznie prostsze szybsze zrozumienie nowych dialogów, niż kiedy dopiero zaczynałem naukę.

Dobrze kończę już. Kiedy kończę ten wpis jest już sobota rano, a ja leżę sobie w łóżku. Wpis pisany był na raty, więc jeśli nie trzyma się kupy, to bardzo przepraszam. Ten weekend mam wolny od wszelkiej pracy. Muszę lecieć pod prysznic, później wybieram się na największe targowisko Adelajdy, czyli Central Market po smaczne i tanie warzywa, następnie wracam do domku pozostawiam zakupy i wybieram się do szkolnej biblioteki, by umieścić te słowa w Internecie oraz pouczyć się troszkę. Wieczorem jesteśmy umówieni na grilla u nowych znajomych, więc zapowiada się ciekawie. W Polsce coraz cieplej, a u nas już prawie zima. Średnia temperatura około 17 stopni. Więc teraz wy drodzy rodacy możecie nam życzyć ciepła.

No i ostatni wątek. Wszystkim Mamom, życzę wszystkiego najlepszego z okazji ich wczorajszego święta. Zapominalskim przypomnę tylko, że moje imieniny były 25 Maja, a urodziny Honoraty 22 Maja.

Pozdrawiamy serdecznie. Przy okazji nie zapomnijcie o zbliżającym się dniu dziecka?

Autor bloga

  • Grzegorz Ławrynowicz
    lat 31, od marca 2006 przebywa w Australii. Zawodowo informatyk. Trenuje koreańskie sztuki walki - Taekwondo i Hapkido. Tworzy grafikę, głównie na potrzeby reklamy. W wolnym czasie fotografuje.

Ostatnie dodane zdjęcia

Powered by Blogger
and Blogger Templates