« Home | By przerwać ciszę » | MacBook, Internet connection, Motorbike, Holiday » | Mały Fiat 126p » | How are you? » | Taekwondo » | Zdjęcia » | Z biurka na podłogę. » | Pierwsze dni szkoły » | Mieszkanie » | Melbourne c.d. » 

12 czerwca 2007 

Nauka języka angielskiego

Chciałbym podzielić się moimi odczuciami związanymi z nauką języka obcego, właściwie powinienem powiedzieć języków obcych, ale dziś skoncentruję się na jednym - angielskim. Ta wiadomość będzie również małym częściowym sprawozdaniem z mojego pobytu w australijskiej szkole językowej i odczuciami z nauką języka związanymi. Postaram się również ocenić szkołę językową, w której się uczyłem. Na koniec, chciałbym podzielić się moim doświadczeniem w nauce języka obcego ze wszystkimi, którzy uczą lub chcą się uczyć jakiegokolwiek języka. Mam nadzieję, że moje rady będą komuś pomocne.

Wylądowaliśmy z Honoratą w Australii w marcu 2006 i jednym z głównych celów naszego przyjazdu do Australii była nauka języka angielskiego. Osoby, które śledziły nasze losy z pewnością pamiętają początki, a tym, którzy nie pamiętają lub nie czytali, postaram się streścić w kilku zdaniach jak to wszystko wyglądało ponad rok temu. Już od samego początku naszego pobytu mieliśmy kontakt z językiem Angielskim. Właściwie to mieliśmy już takowy kontakt w trakcie naszej podróży z Polski do Australii. Pamiętacie może niezwykłą przygodę na lotnisku we Frankfurcie z poszukiwaniem odpowiedniej bramki w celu odprawy do Kuala Lumpur. Tutaj link do relacji z trasy Poznań - Kuala Lumpur. Nasz poziom językowy w tym czasie był następujący. Honorata uczyła się tegoż języka kilka lat na studiach, a ja pobrałem troszkę lekcji od mojej serdecznej przyjaciółki, która była tak dobra i poświęcała swój cenny czas, by próbować mnie czegoś nauczyć. Honorata miała dużą wiedzę z zakresu gramatyki, której ja nie miałem. Ja znałem dużo słów, ale nie miałem pojęcia jak budować pełne zdania. Prawdopodobnie potrafiłem zbudować angielskie zdanie z Polską gramatyką i wszystkimi słowami w nim zawartymi w bezokoliczniku. Dalej zresztą to potrafię, ale teraz przychodzi mi to znacznie trudniej :).
Dla przypomnienia, zajęcia w naszej szkole prowadzone były w trzech segmentach: communication, reading & writing oraz listening. To wszystko w 6 poziomach. Ja rozpocząłem naukę języka na poziomach pierwszych, a Honorata od poziomów 3 i 4. Po jakimś czasie Honorata zrezygnowała z nauki w szkole, a ja pozostałem w niej kończąc naukę w kwietniu 2007, po rocznym kursie językowym z małymi przerwami na wakacje. Co działo się w tym czasie? Hmm, ciężko sobie teraz przypomnieć wszystko po kolei. Działo się zbyt wiele. Spróbuję jednak krótko przekazać, jak przebiegał mój proces edukacji językowej w Australii.

Z początku, kiedy uczyliśmy się razem, Honorata pomagała mi, sprawdzając moje wypociny i próbując wytłumaczyć jakieś zasady, które w tym czasie były dla mnie niezrozumiałe. Musimy powiedzieć sobie szczerze, że Intensive English Language Institute przy Flinders University w Adelaide to raczej nie jest szkoła dla kogoś, kto zupełnie z językiem Angielskim styczności nie miał. Nie dlatego, że nie jest wystarczająco dobra czy dlatego, że nie uczy podstaw, lecz dlatego, że zdecydowana większość studentów przychodzi tam z dość dużym zakresem wiedzy. Jeśli na przykład do grupy, gdzie wszyscy rozumieją już tyle, by zrozumieć polecenia nauczyciela trafi osoba, która kompletnie nie wie o co chodzi, to nie żeby nie mogła się nauczyć, ponieważ nauczyciel zrobi wszystko, co w jego mocy, by pomóc komuś go zrozumieć, ale zajmie to takiej osobie znacznie więcej czasu. Będzie ona powtarzać ten sam poziom więcej razy niż osoba, która uczyła się wcześniej w swoim kraju, a teraz musi się tylko przestawić na inny akcent i wiele innych rzeczy, które z początku pozornie wydają się bardzo trudne. Powtarzanie tego samego poziomu z pewnością przyniesie szybko efekt w postaci progresu w nauce, ale u większości może wywołać niechęć do nauki spowodowaną mylnym odczuciem, że progresu w nauce nie ma, bo inni przeskakują wyżej i wyżej, a ja jestem wciąż na tym samym poziomie. Piszę o tym, by przedstawić ewentualnym zainteresowanym przyszłym studentom jak to wygląda z mojego punktu widzenia. Naprawdę uważam, że dobrze jest tu przyjechać na kurs językowy z jakimiś podstawami. W takim przypadku możemy z takiego kursu wyciągnąć znacznie więcej i o wiele przyjemniej spędzić ten czas. Podstaw typu - Hello, my name is ... naprawdę można nauczyć się w Polsce dość łatwo i moim skromnym zdaniem, nie warto wydawać naprawdę dużych pieniędzy, by uczyć się tego dopiero tu w Australii, czy też innym anglojęzycznym kraju. Jeśli przyjedziesz tutaj potrafiąc już zapytać kogoś jak ma na imię, skąd jest, czym się zajmuje i tym podobne proste pytania, wierz mi, będziesz miał większą motywację do nauki, by móc nowo poznane osoby zapytać więcej o na przykład kulturę ich kraju, zainteresowania itp. Do podstawowej koleżeńskiej konwersacji nie potrzebna jest dobra znajomość języka (tylko dobre piwo). Znajomość kilku słów i zręczne posługiwanie się mową ciała pomogło mi w wielu sytuacjach na początku mojego pobytu w Australii.
Reasumując wywód na temat poziomu językowego przy rozpoczęciu kursu języka za granicą dobrze jest mieć jakąś podstawową wiedzę. Wracając do mojej sytuacji. Kiedy rozpoczynałem kurs, mój angielski był naprawdę słaby. Nie potrafiłem na przykład przeliterować słowa, bo nie znałem wymowy wszystkich literek. Nie potrafiłem wymienić dni tygodnia w języku angielskim. O sprawach typu "czasy" nie wspomnę nawet. W tym czasie potrafiłem przekazać, że chodzi mi na przykład o coś, co zrobiłem w przeszłości wskazując moją dłonią tył i jak się nie trudno domyślić przyszłością było wskazanie przodu :). Śmieszne, ale prawdziwe. Po rozpoczęciu kursu językowego wszystko zaczęło się zmieniać. Jak pisałem, z początku Honorata dużo mi tłumaczyła. Nie była to zbyt dobra metoda, ponieważ jak ona sama przyznaje, nie należy do osób, które potrafią tłumaczyć skomplikowane zasady językowe. Jest dobrze, jeśli na początku nauki nowego języka, ktoś może wytłumaczyć Ci proste zasady w Twoim ojczystym języku. Jeśli chcesz nauczyć się skomplikowanych zasad gramatycznych od kogoś, kto nie mówi w Twoim języku, musisz najpierw potrafić się z nim komunikować choć na minimalnym poziomie. Może brzmi to śmiesznie, ale pozwólcie że podam przykład. Kiedy wszyscy z Was zaczęli uczyć się gramatyki? Odpowiedź brzmi w szkole podstawowej, w której to już dawno umieliśmy nieźle rozmawiać. Znaliśmy już nawet bardziej zaawansowane słownictwo jak przekleństwa na przykład. Z własnego doświadczenia wiem, że prawie niemożliwe jest zrozumienie zasad gramatyki, które tłumaczy osoba anglojęzyczna, jeśli nie znasz jego języka. Zwróćcie uwagę, że piszę "zrozumienie zasad gramatyki" nie - umiejętność komunikacji. To dwie zupełnie odrębne rzeczy. Czymś co z początku mnie irytowało było to, że nauczyciele używali gramatycznego słownictwa tłumacząc jak przykładowo powinno wyglądać zdanie, kiedy ja nie miałem pojęcia czym jest noun, verb, adverb i inne. Jak zrozumieć skomplikowane równanie matematyczne nie mając pojęcia o dodawaniu, odejmowaniu, mnożeniu i dzieleniu. Prawdopodobnie ciężko. W sumie nie wiem, bo nie rozumiem skomplikowanych równań matematycznych. Przepraszam więc, jeśli to był zły przykład. Wierzę jednak, że wiecie co mam na myśli. Raz jeszcze - jest znacznie prościej i co za tym idzie przyjemniej rozpocząć zagraniczny kurs językowy mając jakieś podstawy wywiezione z ojczyzny. Dla wszystkich młodych to żaden problem. Wszyscy uczą się teraz w szkole języka angielskiego. Dla mojego pokolenia :), sprawa wygląda zupełnie inaczej. Kiedy ja byłem w szkole podstawowej, językiem, którego nauczano był język rosyjski. Nie, żebym narzekał. Jestem dumny z siebie, że potrafię się dogadać w języku rosyjskim. Czas jednak pokazał, że angielski okazuje się bardziej przydatny. Wielu z moich szkolnych kolegów, którzy kontynuowali naukę w innych szkołach uczyło się później języka angielskiego, ja jednak nie miałem tego szczęścia i przyszło mi się uczyć na starość. "Lepiej późno niż wcale" i "na naukę nigdy nie jest za późno" to dwa w moim przypadku jak najbardziej trafne stwierdzenia.

Czy można nauczyć się języka obcego nie mając specjalnie pojęcia o zasadach gramatyki itp. sprawach? Oczywiście, że tak. Jest to dokładnie ten sposób, którego każdy z nas spróbował ucząc się naszego ojczystego języka będąc dzieckiem. Pytanie tylko co nazywamy nauczeniem się języka. Jeśli chodzi o umiejętność komunikacji z drugim człowiekiem - nie ma żadnego problemu. Jeśli chodzi o czytanie i pisanie - tutaj jest problem. Jeśli chodzi o poprawne pisanie na przyzwoitym poziomie - problem staje się jeszcze większy. Ilu z nas zatrzymuje się podczas pisania jakiegoś słowa zadając sobie pytanie "u" otwarte czy zamknięte, "rz" czy "ż"? Mam nadzieję, że niewielu. Ja jednak należę do tej małej grupy osób, która robi to często. Przecinki, a właściwie ich brak, są moją zmorą. Honorata jest moim edytorem, który wstawia brakujące znaki interpunkcyjne oraz pyta o to, co właściwie w tym, czy tamtym zdaniu chciałem powiedzieć. Będziecie prawdopodobnie mieli okazję zobaczyć różnice w jakości moich sprawozdań, kiedy Honorata opuści Adelaide. Będę wtedy musiał sobie kupić książkę do gramatyki języka polskiego i poświęcić trochę czasu na nauczenie się kilku zasad. Tego typu problemy nie stanowią jednak najmniejszego problemu w komunikacji. O ile w ojczystym języku najczęściej są to małe problemy, to w języku obcym potrzebujemy znacznie więcej czasu do osiągnięcia przyzwoitego poziomu. Tutaj pojawia się kolejny problem, a właściwie kilka problemów. Cierpliwość, motywacja itp. Moje ulubione porównanie nauki języka obcego do nauki gry na instrumencie muzycznym jest tutaj jak najbardziej trafne. Potrzebujemy duuuuużo praktyki i cierpliwości by coś osiągnąć, by potrafić coś zaprezentować. Nikt nie zagra czegoś pięknego po kilku lekcjach. O ile ciężko mi znaleźć kilka mocnych powodów, dla których warto uczyć się gry na fortepianie, to o wiele łatwiej znaleźć mi dziesiątki powodów, dla których warto uczyć się języków obcych. Szczególnie języka angielskiego. Gra na fortepianie - dla satysfakcji,dla .... nie mam pomysłu... pieniędzy? Może na wysokim poziomie. Znajomość języka angielskiego - dla komunikacji z ludźmi z całego świata, lepszej pracy, pieniędzy? Tak z całą pewnością tak. Wydaje mi się, że łatwo jest znaleźć motywację do nauki języka angielskiego. Każdy student ma w okresie swojej nauki chwile, kiedy ma ochotę zrezygnować, kiedy wydaje mu się, że nie ma żadnego postępu w jego nauce. Kto zaczął się kiedyś uczyć gry na gitarze, klawiszach czy innym flecie? Ilu wytrwało? Cała sztuka jest w tym, żeby potrafić przypomnieć sobie w takich chwilach, dlaczego się uczymy. Potrafić odnaleźć przyjemny dla nas kierunek nauki. Mieć motywację. Na temat sposobów nauki, które ja znalazłem dla siebie przyjemne i efektywne poświęcę osobny wpis. Na chwilkę wracając do motywacji, znacznie łatwiej jest ją znaleźć w kraju anglojęzycznym. Najlepiej w takim, gdzie nie ma zbyt wielu rodaków. Nie wiem, czy Anglia i Irlandia należą teraz do tych miejsc, gdzie ciężko jest znaleźć Polaków. Najlepszym sposobem do szybkiego nauczenia się języka obcego jest odizolowanie się jak najbardziej, jak się tylko da od swojego ojczystego języka. Człowiek potrzebuje komunikacji z drugim człowiekiem. Jesteśmy zwierzętami stadnymi. Jeśli nie będzie w pobliżu nas kogoś, kto mówi po naszemu, szybko nauczymy się mówić po ichniemu. Jeśli natomiast będziemy mieć w pobliżu kogoś, kto mówi po naszemu a nasz ichni będzie na słabym poziomie najczęściej wybierzemy prostszą drogę, mówienia w języku w którym możemy łatwo przekazać wszystko co chcemy przekazać. Nie pracują na dłuższą metę zasady typu "Od dziś rozmawiamy tylko po angielsku". Pracują tylko z kimś, kto nie mówi w naszym języku. Widziałem wielu ludzi, którzy to próbowali. Sam to próbowałem. Znam tylko jedną małą grupkę Japończyków i parę Koreańczyków, którzy wprowadzili to w życie, w trakcie okresu studiowania w Australii, z sukcesem. Ale musimy wiedzieć, że oni mają troszkę inną mentalność, niż nasza nazwijmy to "zachodnia". To co chcę zasugerować, to jeśli masz taką możliwość, na początku Twojej nauki języka obcego, rozmawiaj jak najmniej w Twoim ojczystym języku. Jedyny problem który możesz mieć, nie stosując tej zasady jest taki, że Twoja nauka będzie trwać znacznie dłużej zanim poczujesz się swobodnie, rozmawiać w nowym dla Ciebie języku.

Wracając do mojej historii, nauki języka angielskiego w australijskiej szkole językowej, pierwsze poziomy przeskakiwałem z sesji na sesję (jedna sesja to 5 tygodni). Tak doszedłem bodajże do poziomu 3-go, gdzie przejście na 4-kę zajęło mi dwie sesję. Dwie sesję to standard według zasad jakie szkoła przyjęła. Zasady są proste. By przejść z jednego poziomu na kolejny po pierwszej sesji musisz ze wszystkich testów osiągnąć średnią 85 lub więcej procent. By natomiast przejść po dwóch sesjach na kolejny poziom musisz zdobyć średnią z dwóch sesji 75 lub więcej procent. Kurs prowadzony jest w dwóch wersjach: general i academic. General to podstawowy kurs, który jak nazwa mówi, uczy podstawowych umiejętności. Academic to kurs, który przygotowuje Cię do kontynuowania edukacji w anglojęzycznym systemie edukacji. Uczysz się na nim wszystkiego, co może Cię spotkać na uczelni. Słuchania akademickich wykładów, sprawnego i użytecznego robienia notatek, przygotowywania i wykonywania prezentacji, pisania esejów itp. spraw.
Postanowiłem wybrać kurs academic, na który można było zdecydować się właśnie od poziomu 4-go. Nie byłem jeszcze wtedy pewny, co chcę robić po kursie angielskiego, ale brałem pod uwagę możliwość kontynuowania nauki a Australii. Kurs academic znacznie różni się od kursu general. Jest znacznie trudniejszy i otrzymujesz znacznie więcej zadań domowych. Sam kurs podobał mi się, ponieważ uczyłem się znacznie bardziej wyszukanego języka. Niestety znacznie trudniej było mi zdobyć wystarczającą ilość punktów na lekcji z czytania i pisania, gdzie ilość zadań domowych była na tyle duża, że osoby, które nie pracowały, tylko się uczyły, musiały spędzać noce nad nimi. Ocena prac, które musiałeś pisać w domu, była wliczana do ogólnej punktacji, która kwalifikowała lub dyskwalifikowała Cię do przejścia na kolejny poziom.
Tak więc to był dla mnie jedyny minus wersji academic kursu. Cała reszta podobała mi się. Jedną sesję przed zakończeniem całego kursu, zakończyłem communication, kończąc cały materiał poziomu szóstego - ostatniego. Pieniądze za niewykorzystaną sesję zostały mi zwrócone i dodatkowo miałem więcej czasu rano na skoncentrowanie się nad reading and writing. Do kontynuowania nauki w Australii był mi potrzebny zdany z wystarczającą ilością punktów egzamin IELTS (International English Language Testing System) lub mój kurs językowy zakończony przynajmniej na poziomie 5-tym. Zapomniałem wspomnieć, że od długiego czasu nie miałem za dużo wspólnego z językiem polskim. Nie mieszkałem już wtedy z Honoratą. Nie spotykałem się zbyt często z Polakami. Praktycznie bywały okresy kilkudniowe, że nie powiedziałem słowa po polsku. Tutaj jeszcze raz muszę powiedzieć, że najlepszą metodą nauki nowego języka jest nie mieć kontaktu ze swoim własnym językiem. Wcześniej śmiałem się z osób, które jak mi się wtedy wydawało udają, że nie pamiętają jakiegoś słowa po polsku, albo mówią po polsku wstawiając, co 10-te słowo po angielsku. To niesamowite jak szybko człowiek może się przestawić. Mimo, że Twój angielski jest jeszcze bardzo słaby, czasem szybciej Ci się wysłowić po angielsku, niż po polsku. Dopóki tego nie doświadczysz, prawdopodobnie nie uwierzysz, tak jak mi było ciężko uwierzyć. W angielskim jest wiele słów, których odpowiednika nie ma w języku polskim. Tak, są takie słowa, mimo że zawsze będę uważać, że angielski to biedny w słowa język, porównując go na przykład do języka polskiego. W czasie kiedy Honorata się przeniosła, nie miałem zbyt dużego kontaktu z językiem polskim. Zdarzało się nawet, że wolałem z Honią rozmawiać przez telefon po angielsku, tak by nie być nieuprzejmym dla osób anglojęzycznych, które były w tym czasie ze mną. W szkole i w pracy rozmawiałem tylko po angielsku. Wszelkie spotkania towarzyskie, w których brałem udział, również były międzynarodowe. Mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że w tym okresie mój poziom angielskiego poprawił się znacznie.

Tak doszedłem do końca mojego kursu językowego, kończąc go z kompletnie ukończonym communication i listening. Reading and writing ukończyłem na poziomie piątym. To wystarczyło mi, by rozpocząć nową szkołę, o której napiszę kolejnym razem. Teraz chciałbym się podzielić moją opinią o szkole językowej, do której uczęszczałem. Szkoła ta, to tak jak już wspominałem, Intensive English Language Institute (IELI) przy Flinders University w Adelaide. Na początku mojej nauki byłem szkołą zafascynowany. W 3/4 okresu mojej nauki miałem jej dosyć. Pod sam koniec chciało mi się płakać, że już muszę kończyć. Po zakończeniu mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że IELI to bardzo dobra szkoła. Uważam, że o każdej szkole, na którą narzekasz z powodu zbyt ciężkiej pracy w trakcie kursu, później powiesz, że to była dobra szkoła. Nie wiem jak Wy, ale ja pamiętam, ze szkoły podstawowej lub liceum tylko tych nauczycieli, którzy czegoś ode mnie wymagali. Dzięki nim czegoś się nauczyłem i za to teraz jestem im wdzięczny. Ta sama zasada dotyczy rodziców, opiekunów, trenerów i wszystkich innych, którzy maja lub mieli prawo czegoś od nas wymagać. Za to też wdzięczny jestem mojej szkole językowej. Jak już kiedyś wspominałem słowo Intensive w nazwie mojej szkoły znaczy intensywny i nie jest to tylko słowo w nazwie. Kurs jest intensywny i dlatego powinni go wybrać Ci, którzy chcą się uczyć intensywnie. Prawdopodobnie wszystkim, którzy nie lubią intensywnej nauki IELI nie będzie się podobać. Co tak naprawdę podobało mi się w mojej szkole. Wiele rzeczy. Postaram się wymienić kilka, które moim zdaniem czynią tą szkołę lepszą od innych. Jedną z nich jest lokalizacja. Nie mam tu na myśli pięknych widoków ze wzgórza, na którym jest położona (choć widok na ocean robi faktycznie wrażenie). Mam na myśli to, że szkoła jest zlokalizowana na Uniwersytecie. Dzięki temu masz dostęp do wszystkiego z czego mogą korzystać studenci uniwersytetu. Dobrze wyposażone klasy, biblioteki, sale gimnastyczne, siłownie itp. Dodatkowo masz dostęp do studentów uniwersyteckich, którzy są przydatni w rozwijaniu umiejętności komunikacji. Komunikacja z osobą, dla której język angielski jest drugim językiem to nie to samo, co rozmowa z inną osoba, dla której angielski jest pierwszym językiem. Jeśli tylko ta pierwsza osoba uczy się już jakiś czas i potrafi się w miarę wysłowić, zawsze będzie ją prościej zrozumieć, ponieważ jej język będzie znacznie prostszy. Używać będzie znacznie mniejszego zasobu słów, a te które będzie używać, będą znacznie prostsze.
Drugą bardzo ważną, jeśli nie najważniejszą rzeczą są nauczyciele. Tutaj troszkę zależy od szczęścia bo jak wiecie są nauczyciele lepsi i gorsi. Jest jednak coś co bardzo mi się w mojej szkole podobało. Zazwyczaj w nowej sesji zostałeś przydzielony do nowej grupy z nowym nauczycielem. Najczęściej inny nauczyciel do wszystkich z trzech lekcji.Uważam, że jest to znacznie lepszy system, niż jeden nauczyciel przez cały kurs. Ja bardzo to sobie ceniłem w IELI. Na początku, każdy z nowych dla mnie nauczycieli bardzo mnie denerwował. Chodziło o to, że przez 5 tygodni przyzwyczaiłem się do jakiegoś stylu nauczania, a nowy nauczyciel miał inny styl. Zajęło mi znowu tydzień, by się przyzwyczaić. Tak jednak jak już spominałem, często później doceniamy to co na początku wydaje nam się bezsensowne. Moim zdaniem to, że podczas całego kursu byłem nauczany przez około 20 nauczycieli, co powiększyło znacznie moje możliwości lepszego rozumienia różnych akcentów, stylów itp. rzeczy, które dla początkujących stanowią często dużą przeszkodę, nie do pokonania. Nauczyciele w IELI są z przeróżnych części świata: Australia, Anglia, USA, Kanada i inne. Moim zdaniem znacznie poszerza to Twoje spojrzenie na różnice w różnych odmianach języka angielskiego. Poszerza to również Twoją wiedzę o świecie, ponieważ nauczyciele też ludzie i chętnie rozmawiają o swoich doświadczeniach związanych z mieszkaniem w różnych częściach świata, o różnicach i podobieństwach.

Kolejnym elementem uprzyjemniającym pobyt w IELI są studenci. IELI to naprawdę duża szkoła i można tu spotkać ludzi z najprzeróżniejszych zakątków świata. Muszę oczywiście wspomnieć o tym, że najłatwiej spotkać tu przedstawicieli krajów azjatyckich, ale dla mnie osobiście nie stanowiło to najmniejszego problemu. Jestem pasjonatom kultury azjatyckiej od lat i możliwość poznawania jej od ludzi, którzy są jak najbardziej kompetentni, by o niej mówić, bardzo mnie cieszyła. W IELI można naprawdę spotkać ludzi przeróżnych narodowości. Nie polecam więc tej szkoły komuś, kto jest rasistą. Rasistą zalecam naukę języków obcych w swoim kraju. Nie wiem jaki może być cel nauki języka obcego przez rasistę, choć pewnie jakieś są. Reasumując, moja opinię o szkole, w której spędziłem rok, jest jak najbardziej pozytywna. Chcę jednak powiedzieć, że znam kilka osób, które są niezadowolone z tej samej szkoły. Ich oczekiwania były prawdopodobnie inne, niż moje. Dodatkowo mieli pecha, trafiając częściej na nie najlepszych nauczycieli. Moja opinia jest tylko moją opinią. Chcę by osoby myślące o wyborze tej samej szkoły miały świadomość tego, że jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Prawda jest taka, że chęć nauki musi wyjść od nas. Jeśli tego nie ma, nie ma znaczenia jaka szkoła próbuje nas czegoś nauczyć. W którymś z kolejnych wpisów podzielę się tym, co ja robię by nauka angielskiego była przyjemniejsza i nie nudziła się zbyt szybko.
Nauczyć się języka angielskiego na poziomie podstawowym, który pozwoli nam komunikować się, nie jest naprawdę trudnym zadaniem. Szczególnie w kraju anglojęzycznym. Myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że już jestem na tym jednym z pierwszych etapów. Do pokonywania kolejnych etapów niezbędny jest kontakt z językiem. O nauce języków obcych, można pisać wiele. Dla większości informacje tu zawarte, są prawdopodobnie więcej, niż oczywiste. W przyszłości będę się dzielił konkretnymi przydatnymi wskazówkami, które wypróbowałem, i które pomogły i pomagają mi w nauce. Na dziś to wszystko. Myślę, że to zdecydowanie zbyt długi tekst, który może być z powodzeniem używany przez kliniki, walczące z problemem bezsenności.

Greg, your English is quite well :) I can write it after yesterday conversation. Can you give me a few lessons? Your best friend.

Witam Cie Grzesiu! Dziś całkiem przypadkiem trafiłam na ta stronkę- nawet nie wie jak, i az mi sie miło zrobiło że mogę Cie zobaczy na zdjęciach i poczytac o Tobie. Mam nadzieję że znajdziesz kiedyś momencik i napiszesz maila. Pozdrawiam Cie mocno. Buziaki.
M.(Sz.)

Dziekuje Iwonka. Nie jest tak zle ale jest jeszcze dluga droga do tego, zeby bylo bardzo dobrze.

Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

I inclination not approve on it. I regard as nice post. Expressly the title attracted me to be familiar with the unscathed story.

Nice post and this post helped me alot in my college assignement. Say thank you you seeking your information.

Well I agree but I about the list inform should secure more info then it has.

Prześlij komentarz

Autor bloga

  • Grzegorz Ławrynowicz
    lat 31, od marca 2006 przebywa w Australii. Zawodowo informatyk. Trenuje koreańskie sztuki walki - Taekwondo i Hapkido. Tworzy grafikę, głównie na potrzeby reklamy. W wolnym czasie fotografuje.

Ostatnie dodane zdjęcia

Powered by Blogger
and Blogger Templates