30 lipca 2006 

How are you?

Usiadłem dziś przed komputerem i na nowo zakupionej nagrywarce DVD rozpocząłem przeglądanie płyt, które zabrałem z Polski. Muszę przyznać, że bardzo smutne to zajęcie. Po pierwsze, kiedy to robię wracają wspomnienia z Polski. Przeglądam zdjęcia, widzę na nich rodzinę i znajomych, cholernie tęsknie za wszystkimi. Jestem już tu pięć miesięcy. Wszystko jest w porządku, kiedy jestem zajęty. Chodzę do szkoły, pracuję, trenuję, spotykam się ze znajomymi, czas ucieka bardzo szybko i nie ma czasu myśleć o tym, co dzieje się ileś tam tysięcy kilometrów stąd. Kiedy jednak czasem jest czas by zwolnić i pomyśleć o odległej krainie, gdzie jak by nie było, żyłem od urodzenia, nie opuszczając jej chyba nigdy na dłużej niż dwa tygodnie. Niesamowite - uświadomiłem sobie właśnie, że faktycznie chyba w moim, życiu nie byłem jeszcze poza moim domem, moim miastem dłużej. Na pewno nie tak długo jak to ma miejsce teraz. Drugim powodem, który sprawia, że jest mi nieswojo przeglądając płyty, które zabrałem, jest fakt, że obiecałem kilku osobą zrobić kilka ważnych rzeczy i jakoś nie mogę się do nich zabrać. Przepraszam. Głupio mi strasznie. Nie wiem co powiedzieć. Nie wiem jak się wytłumaczyć. Nie chcę się tłumaczyć. Chcę obiecać, że wszystko, co obiecałem wykonam, ale z drugiej strony boję się obiecywać, bo obiecując powinno się podać jakiś termin a ja nie potrafię określić tego terminu. Dlaczego nie mam czasu? Hmmm ciężkie pytanie. Tydzień jest wypełniony szkołą, pracą i treningami. Weekendy teoretycznie miały być wolne, ale jakoś tak się porobiło, że w każdy weekend mam jakąś pracę. Zazwyczaj w weekend jest to praca podwójnie płatna z racji weekendu, ciężko więc jakoś odmówić. Biorę tą pracę i pracuję tracąc czas wolny, w którym mógłbym nadrobić pewne straty, które ciągną się za mną od pięciu lub więcej miesięcy. Nie wspominam tu o słynnym katalogu faksów, który obiecałem zrobić moim znajomym (Kanarkom) jakieś kilka lat temu :). Sorry Kanarki, ale chyba się poddaję. Nie zrobię Wam tego. Ale obiecuję, że zrobię nową ulotkę.

Dużo osób pytało się, dlaczego blog umarł. Nie umarł. Obiecuję sobie ponownie, że nie dam mu umrzeć. Od dziś będę tu wrzucał dużo częściej krótkie wiadomości, które swoim wyglądem będą bardziej przypominały, krótkie refleksje, porady dla tych, którzy zainteresowani są przyjazdem do Australii, nauką języka itp. sprawami. Dziś wiem - nie jestem w stanie opisywać, co dokładnie wydarzyło się w każdym tygodniu mojego pobytu. Nie mam tyle czasu, dzieje się zbyt wiele.

Krótko więc, co u mnie. "Jak się masz?" Takie pytanie zadaje każdy spotkany człowiek w Australii. Moja odpowiedź najczęściej brzmi - "Dobrze, dziękuję!". Takiej zresztą odpowiedzi każdy się spodziewa. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Kiedy odpowiesz, że masz się źle, każdy zapyta oczywiście "Dlaczego?... Co się stało?" Prawda jest jednak taka, że każdy jest zaskoczony otrzymaniem takiej nietypowej odpowiedzi. Wszyscy tutaj odpowiadają, że mają się świetnie i w rzeczywistości chyba tak właśnie jest. Dlaczego mają się mieć źle? Nie pamiętam czy już o tym pisałem, ale krótko wspomnę. Życie w Australii mało przypomina te, które znam z mojej ojczyzny. Prawda jest chyba również taka, że odpowiednikiem naszego polskiego "Dzień dobry" czy "Cześć" jest w języku angielskim, "Cześć, jak się masz?" Moi znajomi z całego świata, którzy tu są, dostrzegają ogromną różnicę w tempie oraz nazwijmy to poziomie stresu, jaki odczuwają tutaj w porównaniu do krajów, z których pochodzą. Żyje się po prostu spokojnie. Dlaczego więc ktokolwiek ma się mieć źle? Postaram się w przyszłości zagłębić w ten temat, i opisać go w jednym z wpisów na blogu, obawiam się jednak, że jest to jednak jeden z tych tematów, który do krótkich nie należy. Wracają do pytania jak się mam. Odpowiedź brzmi "Dobrze, dziękuję!" To na razie musi wystarczyć. Czas, czas, czas! Mógłbym pisać o tym jak się mam przez kilka kolejnych stron, ale muszę się powstrzymać. Kiedy zaczynam pisać wiadomość na bloga, w mojej głowie rozpoczyna się ogromna burza, wojna tematów, wojna, która polega na wybraniu, o czym napisać, co porzucić a co przenieść na następny wątek. Mój problem polega na tym, że kiedy się do czegoś zabieram, nie potrafię tego zrobić byle jak. Może i potrafię, ale nie lubię. Po wykonaniu pracy, muszę czuć się usatysfakcjonowany wynikiem. No, ale obiecałem sobie, że blog nie umrze, więc muszę pogodzić się z tym, że w tym temacie nie będę usatysfakcjonowany - Boże, co za długie trudne słowo...

Krótko o nauce. Ludzie stąd, którzy znają mnie już lepiej i wiedzą, że się uczę, zadają zaraz za pytaniem - "Jak się masz?" Drugie pytanie "Jak idzie twoja nauka?" Moja odpowiedź najczęściej brzmi "Dobrze, dziękuję! Powoli, ale posuwa się do przodu" i tak właśnie jest. Napiszę tak: Jeśli tępo mojej nauki będzie wciąż takie jak dotychczas, prawdopodobnie za kolejne pięć miesięcy będę mógł powiedzieć bez wielkich obaw, że jestem na poziomie średnio-zaawansowanym w angielskim. Zauważam bardzo wiele pozytywnych zmian w tej materii. Ostatnio 95 % czasu rozmawiam tylko po angielsku. W szkole w tej sesji doszedł tylko jeden Polak. Chce on jednak bardzo dobrze wykorzystać czas spędzony w szkole. Postanowił więc, nie rozmawiać w ojczystym języku. Rozmawiam więc tylko z Honoratą i z malutką grupą znajomych, których widuję od czasu do czasu. Do pozytywnych zmian można zaliczyć, że nie mam już jakichkolwiek oporów w próbie przekazania jakiś informacji w języku angielskim. Dysponuję jakimś malutkim zasobem słów, które potrafię tak przestawiać we wszystkie strony, że wychodzą z tego mniej lub bardziej sensowne zdania. Najważniejsze jest jednak to, że mogę się dogadać. Ostatnio szedłem sobie słuchając muzyki z mojego iPoda i bardzo się zdziwiłem, kiedy przesłuchałem jedną z piosenek Phila Collinsa, której melodię znałem kilka lat i okazało się, że nagle wiem, o czym on śpiewa. To bardzo miłe uczucie. Od czasu do czasu oglądam jakiś film na DVD lub w TV gdzie również rozumiem wiele z dialogów. Co do TV muszę przyznać, że są tu kanały gdzie lecą naprawdę dobre filmy. Wczoraj właśnie oglądałem "Złap mnie, jeśli potrafisz" - najłatwiej ogląda się filmy, które wcześniej już się widziało. Jeśli się skupię nie mam już również wielkiego problemu ze zrozumieniem głównego wątku w nowych dla mnie filmach. Tyle o nauce. O pracy już wspominałem. Jeśli w firmie jest jakaś dodatkowa praca to biorę ją. Może nie zostaje mi zbyt wiele czasu na dodatkową naukę albo na pisanie długich postów na blogu, ale dzięki większej ilości gotówki mogę przyjemniej spędzać czas. Tyle więc na temat pracy. Tyle na dziś. Kolejne wpisy będą może jeszcze krótsze, zaledwie poruszające jeden wątek, ale za to będzie przyjemniej zaglądać tu częściej i widzieć nowy temat.

Przepraszam wszystkich, którzy czekają na wykonanie przeze mnie zaległych spraw, którzy czekają na maila, na kontakt telefoniczny itp. Obiecuję, że powoli zacznę wykonywać wszystkie zaległe rzeczy. Proszę o zrozumienie. Tutaj wszystko odbywa się do góry nogami. Ciężko przyzwyczaić się do tej perspektywy.

Autor bloga

  • Grzegorz Ławrynowicz
    lat 31, od marca 2006 przebywa w Australii. Zawodowo informatyk. Trenuje koreańskie sztuki walki - Taekwondo i Hapkido. Tworzy grafikę, głównie na potrzeby reklamy. W wolnym czasie fotografuje.

Ostatnie dodane zdjęcia

Powered by Blogger
and Blogger Templates