« Home | Melbourne c.d. » | Przerwa » | Zwiedzanie Melbourne » | U rodzinki w Geelongu. » | Podroz do Melbourne » | Nowe zdjecia » | Eunice, Kevin i Dzień Kobiet » | Pierwsze dni » | Po wylądowaniu » | Kuala Lumpur » 

15 kwietnia 2006 

Mieszkanie

Już minęły trzy tygodnie odkąd rozpoczęliśmy naukę języka angielskiego w Intensive English Language Institute przy Flinders University w Adelaide. Szczerze mówiąc wyobrażałem sobie tą naukę zupełnie inaczej. Dawno tak dużo się nie uczyłem. Cóż tu dużo mówić, intensive w nazwie tego instytutu, chyba faktycznie oznacza intensywny. Dziś Wielki Piątek, dzień ustawowo wolny w AU, tu nazywa się Good Friday, czyli Dobry Piątek. Postanowiłem wykorzystać ten wolny czas, na nadrobienie wielkiej luki w moim sprawozdaniu z wyjazdu do Australii.

Ostatnio skończyłem na opisie naszej wizyty w Melbourne. U cioci i wujka byliśmy do wtorku 21.03. Czas ten spędziliśmy nadzwyczaj miło. W sobotę były urodziny wujka. Zaproszonych było wielu jego znajomych i oczywiście rodzina. Było naprawdę sympatycznie. Jedzenie wraz z nieśmiertelnym australijskim barbeque wyśmienite. Wszyscy znajomi naszej rodziny są w Australii już długo, była więc okazja porozmawiać o ich przygodach w tym kraju. Każdy z nich jest bardzo zadowolony z pobytu. Każdy jest tu już na tyle długo, że ma swój własny dom. Kilka osób zaprosiło nas do siebie i mieliśmy okazję zobaczyć jak mieszkają, nazwijmy to, przeciętni emigranci z Polski. Musimy przyznać, że mieszkają nieźle. Dla niektórych z nich domy, w których mieszkają są już drugimi domami. Moje kuzynki z mężami mieszkają oczywiście u siebie. W ładnych, typowo australijskich jednopoziomowych domkach wolnostojących. We wtorek rano opuściliśmy Geelong i wsiedliśmy w pociąg do Adelaide. Ciocia z wujkiem przed wyjazdem zaopatrzyli nas w bardzo dużo przydatnych rzeczy. Przyjechaliśmy do Geelong z jedną torbą, a wyjeżdżaliśmy z kilkoma. Dzięki temu zaoszczędziliśmy dużo $$$ i teraz na nowym mieszkaniu mamy między innymi czym jeść, mamy pod czym spać itp. Pomoc cioci i wujka i ich gościnność podczas naszego pobytu u nich jest nieoceniona.

Po powrocie do Adelaide rozpoczęliśmy ostre szukanie mieszkania. Jest kilka dróg poszukiwań. My wybraliśmy dwie najpopularniejsze. Jedna to ogłoszenia z gazety, druga to ogłoszenia umieszczone w Internecie. Był wtorek. Dziennik z największą ilością ogłoszeń wychodzi w środę i sobotę. Już w środę rano pod naszymi drzwiami znaleźliśmy gazetę z zaznaczonymi przez naszą przyjaciółkę, bardzo nam pomocną Eunice, najciekawszymi ofertami. Jarek, u którego mieszkaliśmy i dzięki, któremu nasz start w Australii przechodził i przechodzi naprawdę łagodnie wraz z sąsiadką Jarka - Eunice, u której spaliśmy, pomagali nam dzwonić i umawiać się na oglądanie kolejnych mieszkań. Z wielką pomocą przyszedł nam również kolega Łukasz, o którym już wspominałem wcześniej. On któregoś dnia zabrał nas do siebie do pracy i przeglądnął z nami kilkadziesiąt ofert zamieszczonych w Internecie.

W sumie nie pamiętam już ile mieszkań oglądnęliśmy, ale troszkę ich było. Niektóre w ogóle nam się nie podobały i nie braliśmy ich pod uwagę, niektóre były świetne i chętnie wzięlibyśmy je od ręki. Tu okazuje się jednak, że tak się nie da. Sprawa z wynajęciem mieszkania w Australii wygląda następująco. Jeśli jesteś właścicielem mieszkania, które chciałbyś wynajmować, bardzo rzadko podejmujesz się wynajęcia samemu. Najczęściej przekazujesz takie mieszkanie agentowi nieruchomości pod opiekę i on wszystkim się zajmuje, mając oczywiście z tego swoją dolę. W momencie kiedy oglądasz któreś z mieszkań, które prezentuje Ci oczywiście agent, a nie właściciel i jesteś nim zainteresowany dostajesz od agenta formularz do wypełnienia. Formularze takie najczęściej do krótkich nie należą. Musisz wpisać w nie szereg podstawowych danych takich jak dane osobowe, numery przeróżnych dokumentów, adresy gdzie mieszkałeś, adresy i numery telefonów innych agentów, którzy pośredniczyli w wynajmowaniu przez ciebie mieszkania, w celu zebrania od nich opinii jakim lokatorem jesteś. Namiary na inne osoby, które mogłyby poświadczyć, że dobry z Ciebie w gruncie rzeczy człowiek :) Wyżej wymieniony przykład to przykład średnio rozwiniętego formularza. Bywają również takie, których wypełnienie może zająć nawet godzinę. Tym bardziej, kiedy nie zna się dobrze języka i czasem trzeba skorzystać ze słownika. Po wypełnieniu i przekazaniu tak zwanej formy agentowi, on spośród wszystkich wybiera według niego najbardziej wiarygodne osoby i przekazuje swój wybór pod ocenę właścicielowi, jeśli taka była jego wcześniejsza wola. Co powoduje, że jedna oferta jest bardziej atrakcyjna od drugiej? Bardzo wiele rzeczy. Chociażby wiek wynajmującego, posiadane przez niego referencje od innych agentów, wydaje mi się że jakieś znaczenie ma tu też kraj z którego pochodzi, chociaż mówi się, że w Australii coś takiego jak rasizm nie istnieje. Wiadomo jednak, że są narodowości bardziej i mniej głośne, bardziej lub mniej bałaganiarskie, co bardziej lub mniej może podobać się chociażby sąsiadom. Cenę za jaką można było wynająć dane mieszkanie, można było oczywiście przebić. Co również powoduje, że dana oferta może stać się bardziej atrakcyjna. Praktycznie wszędzie istnieje zabezpieczenie o nazwie bond, które ma pokryć ewentualne szkody, które mogą powstać w trakcie wynajmowania mieszkania. Jest to najczęściej równowartość 4 tygodni czynszu. Dwa pierwsze tygodnie czynszu płaci się z góry.

Plusem jest to, że agent u którego zostawiało się wypełnioną formę informował, kiedy ma być wybrana najatrakcyjniejsza oferta. Po dokonaniu wyboru informował również ludzi, którzy nie zostali wybrani. My początkowo szukaliśmy mieszkania jednosypialniowego. Czyli w Polsce dwu pokojowego. Ceny takich mieszkań to średnio około 120 $ za tydzień. Później jednak postanowiliśmy szukać czegoś dwusypialniowego, czyli trzy pokojowego. Postanowiliśmy, że po podnajęciu jednego pokoju osobie trzeciej wyjdzie nas to taniej oraz dodatkowo wyjdzie lepiej dla naszej nauki języka, jeśli będzie to obcokrajowiec. Ceny takich mieszkań to średnio 150 $ za tydzień.

Po powrocie z Geelongu do rozpoczęcia szkoły zostało nam 5 dni. W tym czasie niestety żadna z naszych ofert nie okazała się atrakcyjna dla agentów. Momentami byliśmy już bardzo zdesperowani i byliśmy gotowi wypełniać formularze mieszkań, które niekoniecznie bardzo się nam podobały. U Jarka i Łukasza oraz u Eunice, u której spaliśmy było bardzo dobrze. Cały czas powtarzali nam, żeby się nie przejmować, że zupełnie im nie przeszkadzamy, ale my chcieliśmy już móc wypakować nasze rzeczy z toreb i być po prostu u siebie.

Dwudziestego siódmego marca rozpoczęliśmy naukę w naszej szkole językowej. Temu poświecę następny wątek w moim blogu. Tymczasem skończę temat mieszkania. W dniu rozpoczęcia szkoły nie mieszkaliśmy jeszcze u siebie. Wiedzieliśmy już jednak, że w jednym z mieszkań dostępnych od 9 kwietnia możemy zamieszkać. Zwlekaliśmy jednak z decyzją czy reflektujemy, ponieważ w międzyczasie oglądaliśmy dwa bardziej atrakcyjne miejsca. O atrakcyjności danego mieszkania prócz oczywiście jego wewnętrznego wyglądu, wielkości wyposażenia, klimatyzacji i umeblowania, decyduje oczywiście też jego położenie. Dla nas podstawowym kryterium byłoby mieszkanie położone było gdzieś między naszym uniwersytetem a centrum miasta. W miejscu cichym, odpowiednio daleko od głównych dróg, blisko komunikacji miejskiej i jakiegoś supermarketu. Mieszkanie, na które w końcu się zdecydowaliśmy bardziej lub mniej spełniało te wszystkie warunki. Położone jest w dzielnicy Kurralta Park, która jest zdecydowanie bliżej centrum niż uniwersytetu. Mieszkamy na Tennyson Street, która łączy się co prawda z jedną z głównych dróg Adelajdy South Road, ale my mieszkamy na drugim jej końcu co powoduje, że dźwięki większego ruchu samochodowego do nas nie docierają. Do uniwersytetu autobusem jedziemy około 20 minut do centrum miasta mamy około 10 minut, blisko mamy kilka przystanków autobusowych. Supermarket jest na tyle blisko, że da się wyskoczyć po coś na zasadzie - lecę po mleko, za chwilkę wracam.

Mieszkamy na pierwszym piętrze, jednopiętrowego budynku. Do naszego mieszkania prowadzą schody na zewnątrz budynku, następnie długi taras, gdzie są wejścia do poszczególnych mieszkań. Nasze jest na samym końcu. Początkowo wydawało mi się, że to minus, ale teraz wiem, że lepiej być nie mogło. Mamy wielki kawał tarasu praktycznie dla siebie. Nikt kto nie chce przyjść do nas nie zapuszcza się tak daleko w taras, co powoduje, że nikt nie przechodzi nam pod oknami, tak jak my przechodzimy wszystkim innym :) Mieszkanie mamy wyposażone w klimatyzację, która latem chłodzi ,a zimą może dawać ciepło. Trzy pokoje, w tym dwie sypialnie wyposażone w duże, wbudowane w ścianę szafy, umeblowana kuchnia, łazienka z prysznicem. W czasie, w którym szukaliśmy mieszkania, zakupywaliśmy w pokazanym nam przez Eunice sklepie z używanymi rzeczami, wyposażenie naszego przyszłego mieszkania. Część z rzeczy dostaliśmy od naszej rodziny, część od Eunice. Inne kupiliśmy od Eunice i od jej przyjaciela Kevina oraz z garażowego sklepu z używanym sprzętem. Wszystko udało się nam kupić naprawdę bardzo tanio. Sklep z używanym sprzętem, rzeczami itp., to sklep, do którego znosi się niepotrzebne sprzęty, a osoby, które w nim pracują, sprzedają je, a zdobyte w ten sposób środki, przeznaczone są na pomoc Afryce. W dniu przeprowadzki wynajęliśmy przyczepkę, którą podłączyliśmy do auta Jarka i zwieźliśmy do domu, oprócz rzeczy przywiezionych z Polski, następujące sprzęty: dwa tapczany, jeden dwuosobowy dla nas i drugi jednoosobowy dla naszego współlokatora, o którym napiszę za chwilkę. Duży zestaw wypoczynkowy, czyli sofa z dwoma fotelami do pokoju gościnnego, dużą ławę, duży stół z sześcioma krzesłami, telewizor wraz ze szafką pod niego, lodówkę, pralkę, dwa biurka do nauki z krzesłami, dwa stoliczki nocne, lampki i dwa duże fotele do sypialni. Wszystkie te rzeczy zakupiliśmy za niecałe 300 $, co daje około 700 zł. Sami się zdziwiliśmy, że praktycznie wszystko to, co mieliśmy w domu w Polsce, tu udało się nam kupić za tylko 700 zł. Ale tak można tu robić zakupy w sklepie z używanym sprzętem. Dla przykładu podam kilka cen. Dwa wielkie fotele w idealnym stanie kosztowały nas 10 $, lodówka 20 $, telewizor 30 $. Tylko przyjeżdżać na zakupy :)

Nasz dom

Ulica przy której mieszkamy z widokiem na góry

Widok w drugą stronę

Kawałek pokoju gościnnego z kuchnią

Zestaw wypoczynkowy w pokoju gościnnym

Widok z łazienką :)

Nasz pokój

Inny widok na nasz pokój

Teraz kilka zdań o naszym współlokatorze, któremu podnajmujemy jeden pokój. Wszystko tak ładnie się potoczyło, że już zanim wprowadziliśmy się do nowego mieszkania go znaleźliśmy. Pewnego dnia w szkole dogadałem się z moim koreańskim kolegą z klasy, który właśnie szukał jakiegoś mieszkania do wynajęcia. Opowiedziałem mu o naszym mieszkaniu i o tym, że chcemy podnająć jeden pokój komuś. On ucieszył się i zdecydował mieszkać z nami. Dzięki temu my płacimy mniej tygodniowo. Ja z Honoratą jesteśmy zmuszeni rozmawiać więcej po angielsku, co na pewno wpłynie lepiej na nasz poziom oraz dodatkowo mogę uczyć się koreańskiego, o czym marzyłem już dawno. Co do języków obcych, to na razie koncentruję się na angielskim, ale w przyszłości na pewno znajdę więcej czasu również na koreański. Kolega dla ułatwienia wymawiania jego imienia w Australii przyjął anglojęzyczne imię David - czyli nasz polski Dawid. Dyskutujemy sobie bardzo dużo o Korei. O różnicach między naszymi kulturami. Życie z osobą z Azji to naprawdę bardzo ciekawe doświadczenie. Na razie poziom naszego angielskiego pozostawia wiele do życzenia, ale powoli powinniśmy się rozkręcać, w związku z czym nasze rozmowy powinny być również coraz ciekawsze.

Tyle jeśli chodzi o sprawy mieszkaniowe. Podsumowując, mieszkamy u siebie i jest nam tu bardzo dobrze, mieszkanie jest przytulne i bardzo się nam podoba. Mamy prawie wszystko czego nam trzeba. Następna wiadomość myślę, że już jutro. Tematem będzie szkoła. Tą wiadomość kończę już w sobotę. Jest 11:30 rano i wybieram się za chwilę do centrum wrzucić moje wypociny do sieci. W domu na razie Internetu nie mam, a dziś dzień wolny od szkoły. Życzę Wszystkim Zdrowych, Spokojnych Świąt oraz mokrego Śmigusa Dyngusa.

Wesołych Świąt!!!:)

Domek całkie przyzwoity wydaje się byc dobrze położony
Ładny wypoczynek:)

zaglądam tu codziennie i stwoerdzam ze coraz mniej piszesz... Nie wspomne juz o zdjęciach waszych, oczywiście chodzi o zdjęcia z waszymi buźkami. Juz nie pamiętam jak wyglądacie:)))) Prosze o więcej fotek.Pozdrawiam .Monika

Faktycznie pisze mniej, dlatego bo skonczyly mi sie wakacje i nie ma juz tyle czasu. Pisze jednak w wolnych chwilach. Nastepny post o rozpoczeciu roku szkolnego :) Jest w trakcie przygotowania. Jesli chodzi o zdjecia to zdjecia ze mna sa malo atrakcyjne. Moze Honorate ogladaloby sie przyjemniej. Pomysle o tym :)

Helo.
Nie wiedziałem Panie Grześ, że masz takie zdolności narracyjne, bo trudno nie przyznać, że bloga czyta się całkiem przyjemnie. Całkiem przyjemnie wyglada też Wasze mieszkanko i chyba wyglada na to, że powoli zadamawiacie się wśród tych kangurów. Powodzenia i pozdrowionka Dla Ciebie i żonki. K. Jaromin

Dzieki serdeczne Krzysztofie za dobre slowa. O tych moich rzekomych zdolnosciach sam dowiedzialem sie dopiero od czytelnikow. Dziekujemy za pozdrowienia i pozdrawiamy rowniez.

Prześlij komentarz

Autor bloga

  • Grzegorz Ławrynowicz
    lat 31, od marca 2006 przebywa w Australii. Zawodowo informatyk. Trenuje koreańskie sztuki walki - Taekwondo i Hapkido. Tworzy grafikę, głównie na potrzeby reklamy. W wolnym czasie fotografuje.

Ostatnie dodane zdjęcia

Powered by Blogger
and Blogger Templates