Mieszkanie
W sumie nie pamiętam już ile mieszkań oglądnęliśmy, ale troszkę ich było. Niektóre w ogóle nam się nie podobały i nie braliśmy ich pod uwagę, niektóre były świetne i chętnie wzięlibyśmy je od ręki. Tu okazuje się jednak, że tak się nie da. Sprawa z wynajęciem mieszkania w Australii wygląda następująco. Jeśli jesteś właścicielem mieszkania, które chciałbyś wynajmować, bardzo rzadko podejmujesz się wynajęcia samemu. Najczęściej przekazujesz takie mieszkanie agentowi nieruchomości pod opiekę i on wszystkim się zajmuje, mając oczywiście z tego swoją dolę. W momencie kiedy oglądasz któreś z mieszkań, które prezentuje Ci oczywiście agent, a nie właściciel i jesteś nim zainteresowany dostajesz od agenta formularz do wypełnienia. Formularze takie najczęściej do krótkich nie należą. Musisz wpisać w nie szereg podstawowych danych takich jak dane osobowe, numery przeróżnych dokumentów, adresy gdzie mieszkałeś, adresy i numery telefonów innych agentów, którzy pośredniczyli w wynajmowaniu przez ciebie mieszkania, w celu zebrania od nich opinii jakim lokatorem jesteś. Namiary na inne osoby, które mogłyby poświadczyć, że dobry z Ciebie w gruncie rzeczy człowiek :) Wyżej wymieniony przykład to przykład średnio rozwiniętego formularza. Bywają również takie, których wypełnienie może zająć nawet godzinę. Tym bardziej, kiedy nie zna się dobrze języka i czasem trzeba skorzystać ze słownika. Po wypełnieniu i przekazaniu tak zwanej formy agentowi, on spośród wszystkich wybiera według niego najbardziej wiarygodne osoby i przekazuje swój wybór pod ocenę właścicielowi, jeśli taka była jego wcześniejsza wola. Co powoduje, że jedna oferta jest bardziej atrakcyjna od drugiej? Bardzo wiele rzeczy. Chociażby wiek wynajmującego, posiadane przez niego referencje od innych agentów, wydaje mi się że jakieś znaczenie ma tu też kraj z którego pochodzi, chociaż mówi się, że w Australii coś takiego jak rasizm nie istnieje. Wiadomo jednak, że są narodowości bardziej i mniej głośne, bardziej lub mniej bałaganiarskie, co bardziej lub mniej może podobać się chociażby sąsiadom. Cenę za jaką można było wynająć dane mieszkanie, można było oczywiście przebić. Co również powoduje, że dana oferta może stać się bardziej atrakcyjna. Praktycznie wszędzie istnieje zabezpieczenie o nazwie bond, które ma pokryć ewentualne szkody, które mogą powstać w trakcie wynajmowania mieszkania. Jest to najczęściej równowartość 4 tygodni czynszu. Dwa pierwsze tygodnie czynszu płaci się z góry.
Mieszkamy na pierwszym piętrze, jednopiętrowego budynku. Do naszego mieszkania prowadzą schody na zewnątrz budynku, następnie długi taras, gdzie są wejścia do poszczególnych mieszkań. Nasze jest na samym końcu. Początkowo wydawało mi się, że to minus, ale teraz wiem, że lepiej być nie mogło. Mamy wielki kawał tarasu praktycznie dla siebie. Nikt kto nie chce przyjść do nas nie zapuszcza się tak daleko w taras, co powoduje, że nikt nie przechodzi nam pod oknami, tak jak my przechodzimy wszystkim innym :) Mieszkanie mamy wyposażone w klimatyzację, która latem chłodzi ,a zimą może dawać ciepło. Trzy pokoje, w tym dwie sypialnie wyposażone w duże, wbudowane w ścianę szafy, umeblowana kuchnia, łazienka z prysznicem. W czasie, w którym szukaliśmy mieszkania, zakupywaliśmy w pokazanym nam przez Eunice sklepie z używanymi rzeczami, wyposażenie naszego przyszłego mieszkania. Część z rzeczy dostaliśmy od naszej rodziny, część od Eunice. Inne kupiliśmy od Eunice i od jej przyjaciela Kevina oraz z garażowego sklepu z używanym sprzętem. Wszystko udało się nam kupić naprawdę bardzo tanio. Sklep z używanym sprzętem, rzeczami itp., to sklep, do którego znosi się niepotrzebne sprzęty, a osoby, które w nim pracują, sprzedają je, a zdobyte w ten sposób środki, przeznaczone są na pomoc Afryce. W dniu przeprowadzki wynajęliśmy przyczepkę, którą podłączyliśmy do auta Jarka i zwieźliśmy do domu, oprócz rzeczy przywiezionych z Polski, następujące sprzęty: dwa tapczany, jeden dwuosobowy dla nas i drugi jednoosobowy dla naszego współlokatora, o którym napiszę za chwilkę. Duży zestaw wypoczynkowy, czyli sofa z dwoma fotelami do pokoju gościnnego, dużą ławę, duży stół z sześcioma krzesłami, telewizor wraz ze szafką pod niego, lodówkę, pralkę, dwa biurka do nauki z krzesłami, dwa stoliczki nocne, lampki i dwa duże fotele do sypialni. Wszystkie te rzeczy zakupiliśmy za niecałe 300 $, co daje około 700 zł. Sami się zdziwiliśmy, że praktycznie wszystko to, co mieliśmy w domu w Polsce, tu udało się nam kupić za tylko 700 zł. Ale tak można tu robić zakupy w sklepie z używanym sprzętem. Dla przykładu podam kilka cen. Dwa wielkie fotele w idealnym stanie kosztowały nas 10 $, lodówka 20 $, telewizor 30 $. Tylko przyjeżdżać na zakupy :)
Nasz dom
Widok z łazienką :)
Nasz pokój
Inny widok na nasz pokój
Teraz kilka zdań o naszym współlokatorze, któremu podnajmujemy jeden pokój. Wszystko tak ładnie się potoczyło, że już zanim wprowadziliśmy się do nowego mieszkania go znaleźliśmy. Pewnego dnia w szkole dogadałem się z moim koreańskim kolegą z klasy, który właśnie szukał jakiegoś mieszkania do wynajęcia. Opowiedziałem mu o naszym mieszkaniu i o tym, że chcemy podnająć jeden pokój komuś. On ucieszył się i zdecydował mieszkać z nami. Dzięki temu my płacimy mniej tygodniowo. Ja z Honoratą jesteśmy zmuszeni rozmawiać więcej po angielsku, co na pewno wpłynie lepiej na nasz poziom oraz dodatkowo mogę uczyć się koreańskiego, o czym marzyłem już dawno. Co do języków obcych, to na razie koncentruję się na angielskim, ale w przyszłości na pewno znajdę więcej czasu również na koreański. Kolega dla ułatwienia wymawiania jego imienia w Australii przyjął anglojęzyczne imię David - czyli nasz polski Dawid. Dyskutujemy sobie bardzo dużo o Korei. O różnicach między naszymi kulturami. Życie z osobą z Azji to naprawdę bardzo ciekawe doświadczenie. Na razie poziom naszego angielskiego pozostawia wiele do życzenia, ale powoli powinniśmy się rozkręcać, w związku z czym nasze rozmowy powinny być również coraz ciekawsze.
Tyle jeśli chodzi o sprawy mieszkaniowe. Podsumowując, mieszkamy u siebie i jest nam tu bardzo dobrze, mieszkanie jest przytulne i bardzo się nam podoba. Mamy prawie wszystko czego nam trzeba. Następna wiadomość myślę, że już jutro. Tematem będzie szkoła. Tą wiadomość kończę już w sobotę. Jest 11:30 rano i wybieram się za chwilę do centrum wrzucić moje wypociny do sieci. W domu na razie Internetu nie mam, a dziś dzień wolny od szkoły. Życzę Wszystkim Zdrowych, Spokojnych Świąt oraz mokrego Śmigusa Dyngusa.
Wesołych Świąt!!!:)
Posted by
Anonimowy |
16 kwietnia, 2006 20:49
Domek całkie przyzwoity wydaje się byc dobrze położony
Ładny wypoczynek:)
Posted by
Anonimowy |
20 kwietnia, 2006 10:53
zaglądam tu codziennie i stwoerdzam ze coraz mniej piszesz... Nie wspomne juz o zdjęciach waszych, oczywiście chodzi o zdjęcia z waszymi buźkami. Juz nie pamiętam jak wyglądacie:)))) Prosze o więcej fotek.Pozdrawiam .Monika
Posted by
Anonimowy |
20 kwietnia, 2006 11:26
Faktycznie pisze mniej, dlatego bo skonczyly mi sie wakacje i nie ma juz tyle czasu. Pisze jednak w wolnych chwilach. Nastepny post o rozpoczeciu roku szkolnego :) Jest w trakcie przygotowania. Jesli chodzi o zdjecia to zdjecia ze mna sa malo atrakcyjne. Moze Honorate ogladaloby sie przyjemniej. Pomysle o tym :)
Posted by
Grzegorz Ławrynowicz |
21 kwietnia, 2006 05:32
Helo.
Nie wiedziałem Panie Grześ, że masz takie zdolności narracyjne, bo trudno nie przyznać, że bloga czyta się całkiem przyjemnie. Całkiem przyjemnie wyglada też Wasze mieszkanko i chyba wyglada na to, że powoli zadamawiacie się wśród tych kangurów. Powodzenia i pozdrowionka Dla Ciebie i żonki. K. Jaromin
Posted by
Anonimowy |
21 kwietnia, 2006 09:49
Dzieki serdeczne Krzysztofie za dobre slowa. O tych moich rzekomych zdolnosciach sam dowiedzialem sie dopiero od czytelnikow. Dziekujemy za pozdrowienia i pozdrawiamy rowniez.
Posted by
Grzegorz Ławrynowicz |
22 kwietnia, 2006 10:25