« Home | Pierwsze dni » | Po wylądowaniu » | Kuala Lumpur » | Poznań - Kuala Lumpur » | Pożegnania » | Urlop wypoczynkowy » | Wizy, bilety, pakowanie » | Inicjacja » 

09 marca 2006 

Eunice, Kevin i Dzień Kobiet

Minął kolejny ciekawy dzień. Dziś rano Eunice (czyt. Junis) ? sąsiadka Jarka, u której śpimy, kupiła nam gazetę z ogłoszeniami mieszkań do wynajęcia, zaznaczając nam te, którymi moglibyśmy być zainteresowani. Kryteriami było dobre położenie - gdzieś między naszym uniwersytetem a centrum miasta, ale raczej bliżej uniwersytetu oraz dobra cena. Kiedy schodziliśmy z piętra, wręczyła nam gazetę, pytając, kiedy będziemy się wybierać do miasta. Odpowiedzieliśmy, że gdzieś około dziesiątej. Wydawało nam się, że umówiła się z nami na później, żeby omówić ogłoszenia. Okazało się jednak, że o 9:30, kiedy Honorata już miała brać prysznic, zauważyłem, że Eunice stoi koło samochodu swojego znajomego, który siedzi za kierownicą, a wyglądało to tak, jakby na kogoś czekali. Domyśliłem się, że może czekają na nas. Zbiegłem na dół, żeby zapytać i okazało się, że tak właśnie było. Szybko Honia ewakuowała się spod prysznica i po chwili siedzieliśmy już w samochodzie.

Poznaliśmy przyjaciela Eunice, który ma na imię Kevin. Starszy człowiek poruszający się o lasce, ale również bardzo miły. Jak się okazało po chwili jazdy, Eunice zabrała nas do wielkiej hali, w której można było kupić używane sprzęty, meble, naczynia, odzież i wiele innych rzeczy, które ludzie tam znosili, bo im to już nie było potrzebne. Pochodziliśmy chwilę zachwycając się, w jak wiele w niskich cenach można kupić. Był na przykład zestaw wypoczynkowy w bardzo dobrym stanie za 50$, czyli 150 zł. Przeglądając różne sprzęty Honia wypatrzyła toster. Bardzo podobny do tego, który używaliśmy często w Polsce, ale z racji jego niemałej wagi nie zabraliśmy do Australii :) Toster miał kosztować 5$, ale Eunice wzięła go i poszła do jednej ze swoich znajomych sprzedawczyń, które rozporządzały całym tym majątkiem i zapłaciła jej za niego tylko 2$. Jak za darmo. Praktycznie nowiutki toster. W przeliczeniu na złotówki to niecałe 5 zł. Eunice była niesamowita w tym kupowaniu za bezcen. Załatwiła jeszcze cenę 4$ za upatrzoną przez Honoratę lekką, letnią kołderkę praktycznie zupełnie nie zniszczoną (bo przecież nie mamy tu własnej pościeli, a będzie nam niezbędna, kiedy wyprowadzimy się na swoje) oraz cenę 50 centów za ładną damską bluzę polarową z kapturem, Kiedy będziemy już mieć mieszkanie, najprawdopodobniej za około 250$ będziemy w stanie wyposażyć je w niezbędne sprzęty takie jak: lodówkę, pralkę, meble, naczynia i inne, naturalnie kupując w takim miejscu, bo nowe są kilkakrotnie droższe.

Po wojażach w wielkim garażu pełnym używanych sprzętów, udaliśmy się pod wcześniej przez Eunice znaleziony w gazecie adres, celem obejrzenia mieszkania, które mogłoby nam się spodobać z racji ceny. Mieszkanie faktycznie się nam spodobało. Cena niska, jak na to, co oferowano. Oglądnęliśmy wolnostojący domek. Dwa pokoje sypialne, pokój gościnny, kuchnia, łazienka z wanną i prysznicem, osobna ubikacja i pralnia. Dookoła domku ogródek. Całość bardzo nam się spodobała, tym bardziej, że byłaby dostępna od 18 marca, czyli mniej więcej w tym czasie, kiedy planujemy wrócić od cioci i wujka z Geelongu, do których wybieramy się w poniedziałek. Na końcu rozmowy okazało się jednak, że wynajmujący dom australijski Bułgar ma na dzień dzisiejszy jeszcze kilka innych zainteresowanych i w przyszłym tygodniu zdecyduje, kogo wybrać. Jest wiec inaczej, niż w Polsce, gdzie decyduje potencjalny wynajmujący, czy bierze dane mieszkanie. Nie robimy sobie za dużych nadziei na tę ofertę. Jak wrócimy z Geelongu, który mieści się przy Melbourne, zaczniemy szukać intensywniej mieszkania. Póki co, korzystamy z uprzejmości Jarka i Łukasza, którzy zapewniają nas codziennie, że możemy u nich zostać, ile będzie tylko trzeba. Mówią, żeby nie szukać mieszkania szybko, tylko spokojnie. Skorzystamy z ich rady.

Po powrocie nasza australijska przyjaciółka, u której śpimy, była bardzo niezadowolona, że nie udało się załatwić tego domu. Eunice to niesamowita kobieta. Na temat uprzejmości Australijczyków słyszałem już bardzo dużo. Jedni mówią, że po prostu są uprzejmi inni, że to sztuczna uprzejmość. Jednak po zaangażowaniu Eunice w pomoc nam, o którą zresztą absolutnie jej nie prosiliśmy, uważamy, że z pewnością są w tym kraju ludzie mili i chętni do pomocy. Jesteśmy już tu 6 dzień i jak za razie nie spotkaliśmy się z brakiem uprzejmości. Każdy zagaduje, pyta skąd jesteśmy, pyta jak się czujemy, jest naprawdę miło. Wciąż czujemy się jak na wakacjach. Do 27 marca pewnie będziemy się tak czuć. Później rozpocznie się szkoła i szukanie pracy. Jestem jednak optymistą i myślę, że będę się wtedy cieszył z innych rzeczy. Wiem, że może być ciężko, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Najbardziej cieszę się jednak z lekcji angielskiego. Pięć godzin dziennie musi mnie w końcu czegoś nauczyć :)

Co do wakacji. We wtorek wybraliśmy się wieczorem z Jarkiem na plażę w północno-zachodni rejon Adelajdy, gdzie jeszcze nie byliśmy. Poleżeliśmy troszkę na pięknym piasku, pogadaliśmy, pochodziliśmy po brzegu, mocząc troszkę nogi w oceanie i oglądając muszelki. Później oglądnęliśmy piękny zachód słońca. Ładny to widok, kiedy słońce chowa się za horyzontem, którym jest bezkres oceanu. Polecam wszystkim. Jak nie czuć się w takich warunkach jak na wakacjach?

Każdy dzień mija nam tu bardzo szybko. Nie nudzimy się. Wczoraj dzwoniliśmy do domu. Z wrażenia zapomniałem mojej mamie, teściowej i bratowej złożyć życzenia z okazji Dnia Kobiet. Przepraszam bardzo wszystkie znajome kobiety. Życzę wszystkim kobietom dużo zdrowia i by ich święto przeniesiono na jakiś cieplejszy miesiąc. Obchodzenie go w takim zimnym okresie jest z pewnością mniej przyjemne. Jarek z okazji dnia kobiet zaprosił Honię (no i mnie) wczoraj na lody do kawiarni w centrum miasta. Udało mi się, chociaż nie jestem kobietą :) Siedzenie w pięknej nowoczesnej dzielnicy pod parasolką, kiedy pogoda i widoki w około są ładniutkie, z pewnością jest przyjemne. No chociaż są pewnie tacy, którzy wolą zimę. My do nich z pewnością nie należymy. Jeszcze raz dla wszystkich kobiet w rodzinie, wśród znajomych, wśród mojej rodziny Taekwondo, o której wciąż myślę, moc całusów z gorącej Australii z okazji Dnia Kobiet!

W poniedziałek rano wyjeżdżamy do rodzinki. Mieszkają niedaleko Melbourne w mniejszym mieście o nazwie Geelong. Mogliśmy wybierać pomiędzy dwoma środkami transportu - samolotem i pociągiem. Wybraliśmy pociąg. Stwierdziliśmy, że zobaczymy o wiele więcej, niż samolotem. Trasa z Adelaide do Melbourne to ponoć jedna z piękniejszych tras w Australii. Będziemy podziwiać przyrodę przez 9 godzin drogi. Mam nadzieję, że baterie w aparacie wystarczą na udokumentowanie tych co piękniejszych miejsc. Wyjeżdżamy o 7:30, a na miejscu będziemy o 17:15. Spędzimy tam kilka dni, by nie narzucać się za bardzo. Ciocia ma dostęp do Internetu, więc z pewnością z tego zakątka możecie spodziewać się również relacji.

Dziś pojedziemy z Honią na deptak przy oceanie, żeby jej kupić jakieś klapki, bo w tych co ma jest jej niewygodnie przy tak intensywnym spacerowaniu, jakie od kilku dni nam towarzyszy. W Australii najpopularniejszym obuwiem są, tak zwane, japonki. Ja póki co, chodzę sobie w sandałach z Polski. Nie wiem, czy dam się kiedykolwiek przekonać do obuwia, którego część ma mi wchodzić między palce. No, ale kto wie - nigdy nie mów nigdy. Chciałbym dodać, że sklepy (i banki) są tu krócej czynne, niż u nas, bo do 16 lub 17, co nas bardzo zdziwiło. Okazuje się, że Australijczycy ponad pieniądze, cenią sobie wolny czas. Niektóre supermarkety są tylko czynne do 21. Po zakupach pojedziemy do biblioteki, żeby skorzystać z Internetu. Wieczorem mamy zamiar spotkać się z Jarkiem w mieście, by zrewanżować się za wczorajsze lody, zapraszając go na chińską kolację.

Kilka zdań do przyjaciół z klubu. Kochani, czytałem Wasze komentarze (a dokładniej jeden) na temat odczuwalnego braku mojej osoby na treningach. Ja również za Wami tęsknię. Mam jednak nadzieję, że ważny jest dla Was trening i że skupicie się na nim. Ja sam jestem już po odwiedzinach trzech klubów tu na miejscu, bo muszę ćwiczyć, by rozwijać się nie tylko językowo. Wiem, że część z Was przyzwyczaiła się do mojej osoby i ciężko być może przyzwyczaić się do tego, że mnie nie ma. Zapewniam Was jednak, że taka zmiana trenera wpłynie jedynie na Wasz lepszy rozwój. Tak jak, ktoś z komentujących słusznie zauważył - po jakimś czasie często wpada się w rutynę i treningi stają się mniej atrakcyjne. Najczęściej jest jednak tak, że trener ma do zrealizowania z zawodnikami jakiś plan, który z pozoru wydaje się zupełnie niepotrzebny i potrafi być trochę nudzący, ale prowadzi do z góry określonego celu. Im więcej osób prowadzi trening, tym te treningi dla ćwiczących są bardziej urozmaicone. Mam nadzieję, że większość z Was dostosuje się do nowych warunków i wykorzysta ten czas jak najlepiej, tak bym mógł być z Was wszystkich dumny nawet tu, tak daleko. Dla chcącego nie ma nic trudnego. Jeśli ktoś naprawdę chce ćwiczyć, to nic mu w tym nie przeszkodzi. Pamiętajcie - na treningach nie jesteście u babci na pączkach i musicie dawać z siebie wszystko. Czekam na pozytywne komentarze od Was. Pozdrawiam gorąco.

Dzieki za lekturke do śniadanka:)Pozdrowonka od całej rodzinki...:)

Polecam sie na przyszlosc. Pozdrawiam

Hejcia Grzesiu :):):) miło słyszeć, że Ci się tam podoba ( z resztą innej odpowiedzi usłyszeć nie można było )odnośnie treningów, muszę przyznać, że na początku obawiałam się jak to będzie wyglądało po Twoim wyjeździe ... ale Krzysiu naprawdę się stara i treningi są naprawdę fajne ( szczególnie trening kondycyjny w środę - był świetny )taekwondo to nie zabawa, a niestety niektóre dzieci tak je traktują, dlatego też są niezadowolone. Nie przejmuj się tym, bo nam starszym bardzo się podoba, a z czasem młodsi też się przyzwyczają i polubią takie treningi :) Pozdrawiam cieplutko :):):)

czesc Grzesiu
zgadzam się z Anią treningi są super tylko dzieci nie biorą tego na poważnie ale ogóleni jest dobrze
pozdrawiam
p.s.
pozdrowienia od mamy i całego działu plastycznego

Witam Cie Mistrzu! Bardzo sie ciesze, ze milo spedzasz czas w Australii:) Choc jestes tak daleko nadal bede od Ciebie bral przyklad. POSTANOWIENIE--->W wolnym czasie postaram sie poglebiac wiedze na temat kontynentu w ktorym spedzasz czas.!MOJ TRENERZE! Bardzo tesknie ;( Chcialem Ci podziekowac. Poczesci to Ty przez 9 lat wychowales mnie na [chyba :)]normalnego czlowieka!!TAEKWONDO RULEZZ!!. Duzo sie od Ciebie nauczylem i pewnie sie jeszcze naucze. SZACUNEK Trenerze ;)Radzik S.

p.s.In my mind...

elo Grzesiu i Honiu:))) czytam jak tylko jestem na necie:) ciesze sie,ze wam sie podoba, zawsze to lepsze niz pochmurna Irlandia hehe:) juz namowilam Petera i na bank nastepne wakacje spedzamy w Australii:) wiec... do zobaczenia:) 3mam kciuki i przesylam pozdrowienia :*

Prześlij komentarz

Autor bloga

  • Grzegorz Ławrynowicz
    lat 31, od marca 2006 przebywa w Australii. Zawodowo informatyk. Trenuje koreańskie sztuki walki - Taekwondo i Hapkido. Tworzy grafikę, głównie na potrzeby reklamy. W wolnym czasie fotografuje.

Ostatnie dodane zdjęcia

Powered by Blogger
and Blogger Templates